sobota, 1 czerwca 2013

Krutynia - kajakiem.



Pięknego letniego dnia, po załatwieniu formalności zamówienia kajaka, wsiedliśmy do pociągu i ruszyliśmy po kolejną przygodę.
Puszcza Piska, stacja kolejowa SPYCHOWO.
Przy moście jesteśmy umówieni. Gdy przywieziono nam kajak, wodujemy go na Strudze Spychowskiej.




Tutaj też wodowały się inne grupy kajakowe,
lecz nie było tłoczno na wodzie. Wyruszyliśmy w kierunku Krutyni.
Na wodzie byliśmy sami, mogliśmy w ciszy podziwiać piękno mazurskiej przyrody.







Wpływamy na Jezioro Zdrużno, kierujemy się w kierunku gospody Koczek, nasz pierwszy brzegowy postój. 




Zawitała do nas familia Łabędziowa, pan Łabędź przedstawił nam z dumą swoją rodzinę,  postanowił, że będzie nam towarzyszył w dalszej wyprawie. 
Kierujemy się na Jezioro Uplik.
To obszar przyrodniczego rezerwatu ,,Czaplisko". 
A więc w ciszy wypatrujemy czapli i jest......
gospodarz tego rezerwatu.

















Tutaj też robię fotkę 
Fulica atra.




i jeszcze jedno ujęcie od bakburty.




Pod drogowym mostem, mała chwila na odpoczynek
Fale zaczynają się spiętrzać, wzmaga się wietrzysko, wpływamy na Jezioro Mokre > Mucker See <
Jest to jezioro rynnowe o długości ok 7,7 km otoczone Puszczą.
Więc na tafli jeziora występują duże fale, teraz bardziej potrzeba wodniackiej  wiedzy  szturmowania przy wysokich falach.
Jesteśmy przy południowym brzegu, więc fale północne uderzają w naszą bakburtę, kierujemy się w kierunku wsi Zgon.
Zenek poszedł szukać coś ciepłego na ząb, ja zostałam przy kajaku. Fale dziko waliły we mnie i w kajak, byłam już sporo wysztormowana. Żywioł Mukrego, bez mała nie porwał naszego "Titanika". W końcu pojawił się Zenek. Na tackach piwnych niósł gorące placki ziemniaczane, co za ulga, mokra, już prawie utopiona złapałam placki, a Zenek capnął kajak i wciągnął go na dość stromy brzeg. Rozpoczęliśmy "ucztę bogów".



Po  posiłku, gdy niebo już zaczeło szarzeć wyruszyliśmy pod falę na północną stronę jeziora, szukając miejsca na nocleg.
Niewiele jest miejsc na biwakowanie, skierowaliśmy się więc na dużą wyspę. Już  na niebie widać było pierwsze gwiazdy, gdy zbliżając się do urokliwej, dużej zalesionej wyspy wyczuliśmy dym z ogniska - a więc będzie nam raźniej nocować. Dobijamy do brzegu, kajak zostawiamy i idziemy się przywitać. 

Grzecznie mówimy : "Dobry Wieczór."
A tu siedem par oczu patrzy na nas i nic. To teraz my wytrzeszczyliśmy oczy i tak wytrzeszczeni jak sowy patrzymy na siebie. No i się wyjaśniło -  to trzy pary Brytów oraz jeden singiel-  Rosjanin niemieckiego pochodzenia. No to mamy pośrodku puszczańskiej wyspy "Unijne Bractwo".
Wnieśli nam kajak i zaprosili na cosik mocnego przy ognisku, aby komarzyce nie chłeptały nam krwi z ,,prądem". 





Po gwarce  językowej, czas na spanie.



Rano mieliśmy mały sztorm, nie na rzece, ale w głowach po "ichnych" tonikach, łyskaczach i innych trunkach. 
Ruszamy w dalszą drogę - kierunek na zachodni brzeg , na polanę biwakową "Uklanka" -  dawniej był tutaj młyn nad strugą.

Wypatrzyłam szturmującego łabędzia.






To był pokaz selekcji prawa natury.
Eliminacja innego łabędzia, słabego i chorego.


Musiałam ratować biedaka.






Potem pojechaliśmy na lody do Cierzpięt.
Następnie pod mostem wpłynęliśmy na Jezioro Krutyńskie.


Przed nami przenoska na śluzie. 
















Udało się !!!










Teraz kierunek na Krutynię. Jesteśmy na Krutyńskiej Strudze.

I nasza wodniacka przygoda dobiegła końca.
Ahoj, Krutynia!





Aha, w sekrecie powiem, że wpierw do przystani przypłynęły nasze "bambetle", a my za nimi i już to nie był "Titanik" , ale łódź podwodna "Mokrobul". Wolę nie pisać co się wydarzyło, bo nikomu jeszcze przed nami nie przydarzyło się utopić kajak na tym krutyńskim szlaku. Ale nam tak.
        
                                                                   
                                                     Elvi

Brak komentarzy: